autor Aleksander Paszczyński -rymem pisane
Od tamtego zdarzenia blisko sześćdziesiąt sześć lat mija, na Dolnym Śląsku a dokładniej na trasie kolejowej Lwówek Śląski – Dębowy Gaj. Taka to wiejska i nie tylko tajemnica przez lata – dziesięciolecia istniała. W połowie lat czterdziestych na ziemie odzyskane cała i nie tylko kresowa Polska jechała. Część mieszkańców Dębowego Gaju z Tarnopolskiego, Wileńskiego Grodna, Kobrynia kilku z Małopolski i Wielkopolski zamieszkało. Nikt nie pytał o pochodzenie status, poglądy polityczne skoro na jednym wozie jechali. Rodziny się nowe tworzyły gospodarstwa zakładali w potęgę rolników indywidualnych z aktem nadania ziemi rośli aż kułakami się stali. Przyszła władza nie jednemu gospodarstwa zabrali i jak to się mówi do Kołchozu iść pracować kazali. Jednemu takiemu, że w gospodarstwie swoim dobrze pracował w Samopomocy Chłopskiej w Lwówku Śląskim pracę zaproponowali, a że w rodzinie już dzieci były dla utrzymania rodziny na to przystał. W dwójkę z pracownikiem Starostwa Powiatowego/ imię i nazwisko znane autorowi/ po powiecie na spotkania zebrania wiejskie jeździli jak to się mówiło z Urzędu agitowali, aby rolnicy Spółdzielnie Produkcyjne / kołchozy / zakładali. Tak z relacji to Powiat Lwówecki na pół się dzieliło tak od Lwówka, Wlenia do Lubomierza to spokojnie było. Dalsza część powiatu niewiadomą była niejednokrotnie to tych pracowników milicja eskortowała i chroniła. Po jednym takim spotkaniu rozstali się we Lwówku i ten, co mieszkał w Dębowym Gaju wracał po torach do domu. A powroty były różnie 23 -24 a nawet 1 czy 2. W nocy. Nie tylko żona o tej trasie powrotu wiedziała, gdy mąż nie wrócił do domu od rana go szukała. Tam w lesie przy zniszczonym moście znalazła pokrwawionego nieprzytomnego do połowy zanurzonego w rzece męża. Długo trwała rekonwalescencja, a nawet było z urzędu prowadzone śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa ciężkiego uszkodzenia ciała zagrażającemu zdrowiu i życiu. Podejrzewano i były rozpracowywane różne wątki. A to porachunki sąsiedzkie mieszkańców Dębowego Gaju, gdzie długo ta wersja we wsi istniała. Prawdopodobną wersją było, że jako działacz agitujący o zakładanie Spółdzielni był nie wygodny, działacz komunistyczny, / którym nigdy nie był /. Różne to nawet w początkach lat pięćdziesiątych bojówki istniały –szabrownicy i nie tylko. W końcu po kilku miesiącach sprawę umorzono z powodu nie ustalenia ani świadków ani sprawców zdarzenia. Sprawa poszła w zapomnienie, sąsiedzi, co nawzajem się podejrzewali jakoś się pojednali. Tajemnica nieudanej zbrodni, usiłowania zabójstwa we wsi i nie tylko została. Wiadomo, że takie fakty ujrzą światło dzienne wcześniej czy później tak i w tym przypadku się stało. Po wielu latach ponad czterdziestu, pięciu gdy już nie było na świecie ani pokrzywdzonego ani jego żony. W trakcie kłótni rodzinnych małżonków w nerwach wypowiedziano słowa, iż sprawcą pobicia z zamiarem utopienia był jej mąż, szwagier brat żony pokrzywdzonego. Tak się zaczęło żmudne prywatne ustalanie dawno zasłyszanej historii. Właśnie on wraz ze swoim bratem po usłyszeniu awantury domowej swojej siostry z mężem postanowili go ukarać. Właśnie oni na głowę pod osłoną nocy worek zarzucili, a że był drobny i mały to do połowy – pasa w worku związali i do rzeki wrzucili. Podejrzenie rzucili na sąsiadów, bo to ci ze wschodu / Ukraińcy /. Będąc mimowolnym świadkiem ukrywanej tajemnicy postanowiłem sprawdzić i dopytać drugą stronę/ sąsiadów / z Dębowego Gaju oskarżaną – podejrzewaną o czyn z lat pięćdziesiątych. Długo się z tym nosiłem, ale dopiero kilka lat temu zdecydowałem się spytać o prawdę tamtych lat żyjących mieszkańców Dębowego Gaju. Po długim najpierw milczeniu potem pełnej łez rozmowie i pytaniach z skąd znam tą historię dowiedziałem się całej prawdy o tym zajściu – zdarzeniu. Sprawcy wyjechali w rodzinne swoje strony żal i złość zatarła ciężka wspólna praca. Zatarły już się terminy prawne i ściganie za popełnione czyny oraz wiek sprawcy. Tak po tylu latach tajemnica tamtego okresu tamtych lat tamtych ludzi i tamtych czasów ujrzała światło dzienne i została wyjaśniona. Pozostał krzyk bólu, złości, przebaczenia i życia z tajemnicą.
Od autora
Nazwiska i imiona osób znane są autorowi nie do ujawnienia, skorzystam z przysługującego mi prawa Kodeksu Postępowania Karnego.
Tak po latach jedna z tajemnic mieszkańców Dębowego Gaju została rozwiązana.
Do p. Bogdana
Sprawy nie mógł prowadzić p. Suślik ponieważ pracował w zupełnie innym referacie UB . Poza tym to nie był jego rejon działań operacyjnych który obejmował okolice Lubomierza. Zatem o ile uczyłem się geografii i znam nasz Powiat , to zupełnie inny kierunek. Poza tym grupę Wawra nie rozpracowywali tylko funkcjonariusze UB w Lwówku Śl. Zapraszam do lektury p. R. Klementowskiego o działalności UB w Powiecie Lwóweckim , tam rozwieje Pan/ Pani swoje wszelkie wątpliwości.
Do Pana Bogdana
Nie wiem gdzie uzyskał Pan takie dane o osobach prowadzących śledztwo nie pisałem kto prowadził czy U B czy M O moje ustalenia są inne , a co najmniej jedna z tych osób nie mogła prowadzić tego śledztwa , a jakby znał Pan procedury obowiązujące wtedy i teraz to sprawa prowadzona powinna być przez inną jednostkę nie z tego terenu . O ile Pan posiada inne informacje proszę je udostępnić , o ile Pan nie jest osobą najbliższą dla ofiary czy sprawców .
Sledztwo nie prowadzilo MO a prowadził Lwówecki UB.A sprawe prowadzili funkcjonariusze : Sanak i Suślik .Ci sami funkcjonariusze ropracowywali grupę Wawra. Po wojnie na terenie powiatów ościennych dzialalo kika grup zbrojnych m.inn.grupa Czarnego Janka z Ostrzycy, Rochowa , Twardocic .